Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3 - zupełnie niepotrzebna recenzja zupełnie niepotrzebnego filmu
W najnowszym odcinku Naukowego Bełkotu
dowiedziałam się, że nasze IQ od momentu, kiedy zaczęło być mierzone, czyli
mniej więcej od stu lat, wzrasta średnio o 3 punkty na dekadę. To znaczy, że od
czasu premiery pierwszej części Kogla
Mogla, nasza inteligencja wzrosła o 9 punktów IQ. Szkoda, że Ilona
Łepkowska, scenarzystka wszystkich trzech części filmu, nie wzięła tego pod
uwagę. Ba, choć ominął mnie fenomen dwóch pierwszych części tego komediowego
klasyka, domyślam się, że poziom humoru i gagów był znacznie wyższy od
tegorocznej kontynuacji, bo jednak jeszcze wierzę w poczucie humoru Polaków.
Co
się więc stało? Proste: dwie pierwsze części Kogla Mogla pisała młoda, ambitna scenarzystka. Trzecią część napisała
sześćdziesięcioletnia „królowa polskich seriali”, która zjadła zęby na pisaniu
scenariuszy do kolejnych odcinków polskich telenowel. Efekt? Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3 posiada
jeden z najbardziej leniwych scenariuszy, z jakimi miałam do czynienia. W tym
filmie wszystko się dzieje tylko i wyłącznie dlatego, bo tak będzie
najwygodniej dla fabuły. W wieku dwudziestu lat córka państwa Wolańskich,
Agnieszka (w tej roli Aleksandra Hamkało), pierwszy raz w życiu usłyszała od
rodziców o Kasi Solskiej. A chwilę później słyszy o niej drugi i trzeci raz.
Jak rozumiem, nagle, po dwudziestu latach milczenia na ten temat, ojciec
Agnieszki (w tej roli Zdzisław Wardejn) przypomniał sobie jak wielkim uczuciem
darzył niegdysiejszą opiekunkę swojego dziecka. Wszystko oczywiście po to, aby
córka postanowiła zaaranżować powtórne spotkanie Kasi i Wolańskiego. Podobny
przykład scenariuszowego lenistwa ma miejsce, gdy Agnieszka spotyka swojego
byłego chłopaka, który dosłownie chwilę wcześniej bezpardonowo z nią zerwał. Gdzie
się spotykają? W kawiarni, w której pracuje młoda Wolańska. I to nie jest tak,
że jej były (w tej roli Mikołaj Roznerski) chce jej zrobić na złość lub ją
upokorzyć, przychodząc do miejsca pracy Hamkało z nową dziewczyną. Nie, po
prostu chłopczyna najwyraźniej zapomniał. A po co ten cały niepotrzebny ambaras?
Ano po to, aby pośmiać się trochę z Małgorzaty Rozenek, którą ponoć przypomina
nowa dziewczyna bohatera Roznerskiego. Przyznam, że był to dla mnie jeden z
zabawniejszych momentów filmu. Oto bowiem pani Ilona Łepkowska, scenarzystka Och Karol 2 i Korony Królów, wyzłośliwia się na temat celebrytki, która dorobiła
się milionów, żerując na niskich gustach widzów. Dwa słowa: zasada lustra, pani
Ilono.
Ale oczywiście to tylko kropla w morzu nieskrępowanego
lenistwa tego scenariusza. Ludzie w tym filmie zakochują się w sobie wyłącznie
dlatego, że są mniej więcej w tym samym wieku lub ewentualnie kiedyś (w
poprzednich filmach, jak rozumiem) łączyła ich jakaś chemia, która oczywiście
już dawno nie istnieje, ale co tam, wspomnień czar. Slogan reklamowy tego
filmu: „Komedia taka jak dawniej” nie kłamie. Żarty faktycznie mają bardzo
długą brodę. Scenarzystka najwyraźniej nie chce przyjąć do wiadomości, że w
żarcie kluczowy jest kontekst. To, co śmieszyło 30-40 lat temu w czasach PRL-u,
dziś jedynie zdziwi, ewentualnie zniesmaczy. Mam tu na myśli wątek Japonki,
która przyjechała na polską wieś (spojler: przestraszyła się drobiu i schowała
się przed nim do bagażnika) oraz wątek Ewy Kasprzyk. Wygląda na to, że edukacja
seksualna jest szalenie zabawna. No bo wiecie, O TYCH RZECZACH SIĘ NIE MÓWI.
Dlatego w świecie twórców Miszmaszu, wystarczy
pokazać sześćdziesięcioletnią kobietę interesującą się kwestią orgazmu i
śmiechom nie będzie końca. Co więcej, postać Kasprzyk zostaje wyraźnie ukarana
przez scenarzystkę za zbytnią dociekliwość w sprawach intymnych i na koniec
Łepkowska na siłę wpycha bohaterce w usta słowa: „Seks jest przereklamowany”. Biorąc
pod uwagę, jak w tym filmie ośmieszony jest sam pomysł rozmowy o seksie, nie
potrafię oprzeć się wrażeniu, że jest to credo samej pani Ilony Łepkowskiej.
Montaż w tym filmie bywa kuriozalny. Nie
dość, że następujące po sobie sceny są wprowadzane bez pomysłu, to czasem
zaburzają konstrukcję czasu. Nie mamy pojęcia, czy pomiędzy poszczególnymi
wydarzeniami upłynął miesiąc czy pół dnia. Ale to nie wszystko, pojawiają się
tam prawdziwe montażowe rodzynki: na przykład scena rozmowy rodziny Wolańskich
jest przedzielona dość rozbudowanym gagiem państwa Goździków. Te sceny nie mają
ze sobą nic wspólnego. Ot, żeby widzów nie znudziła zbyt długa scena rozmowy
przy stole, została urozmaicona przerwą na żart. Brawurowe. Im dalej w las, tym
film coraz bardziej traci tempo i pod koniec staje się nieznośnymi flakami z
olejem z drażniąco ckliwą muzyczką w tle, przez co człowiek zaczyna tęsknić za
nieśmiesznymi żartami, które chociaż wprowadzały jakąś dynamikę do scen.
Jedyne, co ten film utrzymuje na
powierzchni, to aktorzy i mam tu na myśli zarówno młode (Hamkało, Rozbicki,
Jarmołowicz), średnie (Zakościelny, Mucha, Skrzynecka), jak i stare pokolenie
(Wardejn, Łaniewska, Rożniatowska). Wszyscy wyżej wymieni, pomimo, iż nie mają
nawet uncji scenariusza, z którym mogliby coś wypracować, zachowują
przynajmniej ekranowy urok i charyzmę, dzięki czemu chwilami można zapomnieć,
że ten film jest bardzo zły. Smutnym wyjątkiem jest rola Grażyny Błęckiej-Kolskiej.
Wnioskując po rozrzewnionych wspomnieniach pana Wolańskiego, Kasia niegdyś była
przebojową, uroczą dziewczyną. Jednak w Miszmaszu
jej rola ogranicza się do ponurego snucia się po ekranie i drewnianego
podawania kwestii. Myślę, że dla fanów serii, jej występ będzie największym
zawodem.
Podsumowując, Miszmasz, czyli Kogel Mogel 3 jest wyjątkowo nieudanym filmem,
który można zobaczyć wyłącznie z sympatii do któregoś z występujących w nim
aktorów. Muszę jednak uczciwie ostrzec: ten film może być niemiłą konfrontacją
z rzeczywistością dla wszystkich sentymentalistów, lubiących powtarzać, że „kiedyś
to było”. Dosłowny powrót do mentalności sprzed dekad może przyprawić wyłącznie
o niechcianą traumę.
Ocena: 3/10
Marta Chylińska
Ocena: 3/10
Marta Chylińska
Nie zgodzę się tylko z jednym - "(...) Myślę, że dla fanów serii, jej występ będzie największym zawodem" - ja myślę, że pole do wyboru największego zawodu dla fanów w tym filmie jest znacznie bardziej szerokie, niż rola p. Błęckiej-Kolskiej ;)
OdpowiedzUsuń