PRZEŁOM W KINIE - 6 FILMÓW, KTÓRE JESZCZE DŁUGO BĘDZIEMY WSPOMINAĆ


Zamiast typowego podsumowania pierwszego półrocza w polskich kinach, zamiast zwykłej topki, zdecydowaliśmy się przygotować nieco inne zestawienie. Wybraliśmy sześć filmów, a kryterium wyboru było jasne – stawialiśmy na filmy, które mogą wkrótce okazać się przełomowe, bądź kultowe. Mówiąc krótko wytypowaliśmy obrazy, mające (naszym zdaniem) szanse stać się kołami napędowymi rozwoju światowej i polskiej kinematografii.



CZARNA PANTERA, reżyseria Ryan Coogler, premiera 14 lutego

Ten rok chyba śmiało można uznać za przełomowy dla kina superbohaterskiego. O ile w zeszłym „rewolucję obyczajową” w ramach gatunku przeprowadziła Wonder Woman (jednocześnie podnosząc uniwersum DC z kolan), o tyle, tym razem rolę rewolucjonisty wziął na siebie król T’Challa.
Czarna Pantera i jego ojczyzna, Wakanda, zawładnęły zbiorową wyobraźnią. Nic dziwnego. W Hollywood, w którym jeszcze niedawno przemysł paraliżował hashtag #oscarssowhite, brakowało filmu, który zmieniałby społeczny obraz kina superbohaterskiego. Do tej pory swoich reprezentantów w tym świecie mieli w zasadzie jedynie biali heteroseksualni mężczyźni (ten stan rzeczy częściowo zmieniła właśnie Wonder Woman).
Ogromny sukces obrazu Ryana Cooglera nie polega jednak na prostym wstawieniu czarnoskórej postaci w schemat filmu o superbohaterach, ale na bardzo świadomym wykreowaniu świata i na przemyconym mimochodem, ważnym komentarzu społecznym.
Barwny świat rytuałów Wakandy, świetne projekty kostiumów i scenografii, fantastyczna muzyka i dodające całości niepowtarzalnego smaku, nawiązania do Króla Lwa – wszystko to sprawiło, że Wakanda stała się miejscem, które pragnie się odwiedzić, i do którego (w sequelach) chce się wracać.
Na dodatek Wakanda i sam T’Challa stali się środkami do opowiedzenia metaforycznej historii afrykańskich niewolników, którzy tworzą dzisiaj afroamerykańską społeczność w Stanach. Nic więc dziwnego, że „Czarna Pantera” stała się wzorem i autorytetem dla milionów młodych ludzi, którzy czuli się do tej pory wykluczeni ze społeczeństwa, a także (z powodu braku swoich przedstawicieli) z kultury głównego nurtu. Film ten ma więc naprawdę spore szanse, żeby zostać zapamiętanym, jako obraz pionierski, a na dodatek zmieniający trendy w kinie blockbusterów.




AVENGERS: WOJNA BEZ GRANIC, reżyseria Anthony i Joe Russo, premiera 26 kwietnia

Nieco inny, ale niemniej przełomowy, charakter dla kina superbohaterskiego ma najnowsza odsłona przygód Avengersów. Uznawane do tej pory za miłe, sympatyczne, zabawne, ale skrojone pod przeciętny gust, filmy Marvela, za sprawą „Wojny bez granic”, zmieniły klimat na o wiele bardziej mroczny.
Przełomowe wydaje się choćby samo zakończenie, które nie pozwala widzowi wyjść z kina w zwyczajowym poczuciu, że może i dużo się działo, ale jego ukochani bohaterowie będą, aż do następnego spotkania, żyli długo i szczęśliwie. Cliffhangery pomiędzy kolejnymi odsłonami przygód marvelowskich bohaterów jeszcze nigdy nie sprawiały, że widz był tak skonfudowany i tak rozbity, że aż chciało mu się z niedowierzania krzyczeć: „Jak to?!”.
Można uznać „Wojnę bez granic” za kontynuację myślenia o kinie superbohaterskim, przedstawioną niedawno w „Loganie”, warto jednak pamiętać, że film Jamesa Mangolda był pod wieloma względami niszowy. Za to w przypadku obrazu braci Russo udało się zachować ogólny sposób prowadzenia narracji i styl dialogów znany z poprzednich odsłon „Avengersów”, a jednocześnie sprawić, że widz został zmuszony do wejścia w prezentowany świat znacznie głębiej i znacznie bardziej emocjonalnie. Może stało się tak, ponieważ wizja zagłady Ziemi przez szalonego złoczyńcę po raz pierwszy od dawna wydała się w kinie tak realna?
W „Wojnie bez granic” zaskakuje również scenariusz, który pozwala wierzyć, że całe uniwersum Marvela, rozczłonkowane na wiele serii, jest ze sobą w rzeczywisty sposób połączone. Wygląda bowiem na to, że master plan Thanosa był przez marvelowskich speców przygotowywany od dawna, na co wskazuje udane zaanonsowanie samej postaci Thanosa w „Strażnikach galaktyki”.
Przełomowy w „Wojnie bez granic” jest również sposób w jaki udało się w jednym filmie przedstawić plejadę postaci z całego kinowego uniwersum Marvela. Twórcy wykreowali spójną i wielobarwną popkulturową mozaikę na miarę naszych czasów.
Ciężko już dzisiaj stwierdzić czy „Wojna bez granic” rzeczywiście okaże się przełomowa. W tym względzie sporo będzie zależeć od czwartej części „Avengersów”, ale kroki jakie poczyniono, by udoskonalić i zmienić myślenie o kinie superbohaterskim, należy jak najbardziej docenić.




TWÓJ SIMON, reżyseria Greg Berlanti, premiera 15 czerwca

„Twój Simon” to kino urocze, ale w znacznym stopniu schematyczne. Gdzie więc ta rewolucja i przełom? Rewolucja jest, a została dokonana w samym sercu dobrze znanego schematu. Film Grega Berlantiego to bodaj pierwszy obraz reprezentujący subgatunek młodzieżowej komedii romantycznej, w którym podmieniono stały, wydawałoby się, niezmienny element, czyli płeć i orientację głównego bohatera. Zamiast zakompleksionej licealistki i jej problemów miłosnych, mamy licealistę i jego tożsamość seksualną. Reszta pozostaje taka sama: paczka przyjaciół, tolerancyjni (zazwyczaj) rodzice, wredni znajomi ze szkoły, którzy chcą uprzykrzyć nam życie, bal maturalny, itd., itp.
Jednak sam fakt, że „Twój Simon” narusza status quo i do konkretnego rodzaju mainstreamowego kina wprowadza historię skupioną na homoseksualnej tożsamości bohatera, jest na wskroś rewolucyjny. Najbardziej zaskakujące jest jednak to, że twórca wcale nie ma potrzeby dodawać do swojego filmu komentarza społecznego-obyczajowego. Ten rodzi się jakby mimochodem, dzięki czemu można „Twojego Simona” oglądać jako zwykłą komedię dla młodzieży. Tylko tyle i aż tyle. Ta zwyczajność i ordynarna gatunkowość w tym przypadku oznacza więc jedno, że kino mainstreamowe powoli przestaje być gwarantem patriarchalnego porządku i otwiera się na inność. Ale nie poprzez parytety, akcje społeczne, ale ot, mimochodem. 




WIEŻA. JASNY DZIEŃ, reżyseria Jagoda Szelc, premiera 23 marca

Są filmy, na które jesteśmy kompletnie nieprzygotowani, które rozsadzają schematy naszego myślenia o kinie. Takim filmem na polskim podwórku z pewnością jest „Wieża Jasny dzień” Jagody Szelc. Przełomowość projektu debiutującej reżyserki tkwi w zaprzeczeniu maskulinistycznemu, agresywnemu, konfrontacyjnemu myśleniu o fabule. Nie było do tej pory w naszym kraju filmu tak kobiecego, tak silnie odwołującego się do skrajnie innej wrażliwości, niż przyzwyczaili nas nie tylko tacy twórcy jak Patryk Vega, czy Władysław Pasikowski, ale również ci, którzy reprezentują dużo większą wrażliwość i empatię. Wszyscy przecież wykorzystują fabułę jako pole, na którym dochodzi do eskalacji konfliktu. Tego zresztą uczy się scenopisarzy – że fabuła to konflikt.
Konflikt co prawda u Jagody Szelc występuje, ale jest on w „Wieży” przede wszystkim kulturowym konstruktem, pasożytem zasiedlającym umysły, z którego reżyserka chce swoje bohaterki i nas, widzów, wyleczyć. Tam, gdzie w ostatecznym rozrachunku zostajemy w filmie zaprowadzeni, rezygnuje się z agresji i partykularnych interesów (uczuć) jednostki, na rzecz grupy, plemienia (na rzecz matriarchatu).
Chociaż pod pewnymi względami wizja Szelc wydaje się naiwna, to jednak świadomość, że można o kinie i o świecie myśleć tak archaicznie i tak nowocześnie zarazem, jest pokrzepiająca. Seans „Wieży” okazuje się doświadczeniem odświeżającym i popychającym myślenie w zupełnie inną, łagodniejszą stronę. A wiara reżyserki, że „wszystkie dzieci nasze są”, a my sami jesteśmy jednością, potrafi być zaraźliwa.




ATAK PANIKI, reżyseria Paweł Maślona, premiera 19 stycznia
PODATEK OD MIŁOŚCI, reżyseria Bartłomiej Ignaciuk, premiera 26 stycznia

Na koniec trochę przewrotnie. Bo co to za przełom i sensacja, że komedia śmieszy i dobrze się ją ogląda. A jednak! W Polsce od ponad dekady gatunek ten uchodzi za synonim kinowego obciachu. Niektórzy narzekali już na „Nigdy w życiu” i na filmy Olafa Lubaszenki z początku wieku. Kto jednak śledził dalsze losy polskiej komedii, dobrze wie, że tamte obrazy wspominamy dzisiaj z rozrzewnieniem. Może i było zbyt luksusowo („Nigdy w życiu”) lub zbyt przaśnie („Poranek kojota”), ale jednak zazwyczaj bywało śmiesznie i uroczo.
Co stało się później, dokąd zaprowadziły nas filmy typu „Kac Wawa” i „Porady na zdrady”, dobrze wiemy. Aż tu nagle w 2018 roku w kinach pojawiają się takie tytuły, jak „Atak paniki” i „Podatek od miłości”. Oba są przede wszystkim czystą rozrywką, ale, co ważne, rozrywką na naprawdę niezłym poziomie. Nie ma tutaj ucieczki w żenadę, ale nie ma też nazbyt intelektualnych odlotów, które sprawiałyby, że całość stawałaby się nazbyt hermetyczna. Filmy Pawła Maślony i Bartłomieja Ignaciuka ogląda się wyśmienicie. Można docenić w nich niemal wszystko. Dobry scenariusz, aktorstwo, nowatorstwo w podejściu do tematu, muzykę, montaż, a na dodatek (szczególnie w przypadku „Ataku paniki”)  filmy pozwalają wysnuć kilka ciekawych refleksji o młodych Polakach wrzuconych we współczesną rzeczywistość. Cóż, można napisać tylko jedno, obyśmy wspominali 2018 rok jako rok przełomowy dla polskich komedii.

Komentarze

  1. „Czarną Panterę” uważam za jeden z najlepszych filmów Marvela od dawien dawna, bo wreszcie wyłamuje się z powielanej na nowo formuły filmów tego studia. W pewnym sensie wyłamuje się też „Wojna bez granic”, ale mam z tym filmem problem, bo choć twórcom nie sposób odmówić odwagi, to jednak finałowe posunięcie wydaje się nie mieć aż tak wielkiej wagi (ach, te rymy o północy), zwłaszcza w kontekście zapowiedzi kolejnych filmów z serii.
    „Twój Simon” urzekł mnie bardzo i mam nadzieję na więcej filmów w podobnym nurcie. Marzę o tym, by Hollywood — ta potężna machina, która, chcąc nie chcąc, wpływa na wyobrażenia o świecie milionów ludzi — normalizowano nieheteronormatywność.
    „Wieży” niestety nie grano u mnie w mieście i czaję się na wydanie na nośnikach/w VOD, bo coś czuję, że to film, który trafi w mój gust.
    Dość odważnie zestawiacie „Atak paniki” i „Podatek na miłość”, bo choć rzeczywiście to dwie bardzo udane komedie, to mam wrażenie, że jednak skierowane do innego widza. „Atak” to mimo wszystko kino mniej rozrywkowe niż „Podatek”, choć rzeczywiście, oba filmy to takie światełko nadziei dla polskiej komedii. Oby takich filmów więcej.

    Na koniec małe pytanie: planujecie może podobny wpis (może materiał wideo) na temat seriali?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Atak paniki" i "Podatek od miłości" rzeczywiście są skierowane do innego widza, ale "Atak paniki" wciąż jest na tyle rozrywkowy i dynamiczny, że nie jest jeszcze filmem, który odstraszałby w miarę mainstreamowego widza i to cieszy najbardziej, bo tragikomedii na niezłym poziomie w polskim kinie nie brakuje, a dobrych, przystępnych czarnych, czy też szalonych, jednak brak. Stąd wynika zestawienie ze sobą tych tytułów.

      "Wieża" koniecznie, bo chociaż to film niepozbawiony wad, to jest szalenie nowatorski.

      Co do "Avengersów", mamy takie same odczucia, że jednak dalsze filmy Marvela mogą nieco osłabić przełomowość "Wojny bez granic", ale już sam fakt, że końcówka nie jest cukierkowa i wszystko jest zrobione w nieco inny sposób, niż wcześniejsze filmy Marvela, pozwala myśleć o "Wojnie bez granic" ciepło.

      A co do reszty, to w pełni się zgadzamy.

      O takim zestawieniu seriali nie myśleliśmy, ale kto wie!

      Usuń
  2. Ciekawe zestawienie, bo pozbawione tego, co pojawia się niemal wszędzie, czyli filmy ze strefy oscarowej ("Trzy billboardy", "Nić widmo" itp.). Ja nie widziałem żadnego z tych sześciu tytułów. Moje poszukiwania kierują się przeważnie w inną stronę - sensacji bądź kina grozy, dlatego na mojej liście znalazłoby się między innymi "W ułamku sekundy" z Diane Kruger w swojej być może najlepszej roli. Wprawdzie w dużej mierze jest to poruszający dramat, ale doskonale wykorzystujący schematy kina sensacyjnego. Podobała mi się również "Czerwona jaskółka" z Jennifer Lawrence, w której świetnie przywołano klimat starych zimnowojennych thrillerów szpiegowskich (choć akcja rozgrywa się w czasie nieokreślonym, bliższym współczesności). Dobrym oldskulowym filmem jest również włoski kryminał "Dziewczyna we mgle". W gatunku kina grozy największe wrażenie zrobiły na mnie "Ghostland" Pascala Laugiera i "Ciche miejsce" Johna Krasinskiego. Natomiast jeśli chodzi o komedie, to najlepiej wspominam brytyjską satyrę, do obejrzenia której zachęciła mnie Wasza recenzja na Youtubie - "Śmierć Stalina" :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybyśmy robili zwykłą topkę, to zapewne znalazłby się na niej oscarowe filmy, a tak najwyższa jakość wcale nie musi się przekładać na przełomowość. Co nie znaczy, że wymienione na liście filmy są słabe, wręcz przeciwnie, wszystkie prezentują bardzo solidny poziom, a czasami nawet sporo więcej niż solidny.

      "W ułamku sekundy" to bardzo ciekawe kino i rzeczywiście Diana Kruger była niesamowita. Na "Dziewczynę we mgle" ostrzyliśmy sobie zęby, ale ostatecznie się nie złożyło, żeby film zobaczyć, a mieliśmy ochotę przez wzgląd na Toni'ego Servillo i fakt, że literacki pierwowzór zekranizował sam reżyser.

      Bardzo nas cieszy, że zachęciliśmy do "Śmierci Stalina", bo to śmieszne i mądrze zrobione kino!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

WALKA Z WIELKĄ LECHIĄ FAKE NEWSÓW, CZYLI KILKA SŁÓW O KSIĄŻCE "FANTAZMAT WIELKIEJ LECHII" ARTURA WÓJCIKA

LATO NIESPEŁNIONYCH NADZIEI - RECENZJA FILMU KAŻDY MA SWOJE LATO

GRANICZNE CIĘCIE IGORA CHOJNY - RECENZJA