PLANETA SINGLI 2 - RECENZJA
Pierwszą część Planety Singli wspominam bardzo pozytywnie. Okazała się świeża,
zabawna, dobrze zagrana. Byłam nawet w stanie wybaczyć, że wykorzystała
znienawidzony przeze mnie motyw dupiarza i dziewicy, bo w rekompensacie udało
jej się przełamać kilka innych bolesnych klisz tego typu kina. Przykładowo,
twórcy nie musieli uciekać się do taniej sztuczki polegającej na obrzydzaniu
widzom chłopaka głównej bohaterki, tak, aby nikt nie miał wątpliwości, że na
świecie istnieje tylko jeden fajny facet i jest nim postać grana przez Macieja
Stuhra. Film idzie nawet dalej w swej postępowości i decyduje się uczłowieczyć
wszystkich mężczyzn, których spotkała na swojej drodze główna bohaterka, tym
samym pokazując, że nie tyle większość facetów to palanty, co po prostu nie
każdy z każdym się dogada. Mówicie, co chcecie, ale jak na standardy komedii
romantycznych, to naprawdę odkrywcze. A dzięki tej konkluzji Planetę Singli można było określić przymiotnikiem, który rzadko przychodzi
mi na myśl przy tego typu produkcjach, a mianowicie: dojrzała.
A jaka jest druga część?
Twórcy ustami Macieja Stuhra zapowiadają,
że znów do sprawy chcą podejść poważnie, tym razem pragną nam pokazać, co się
dzieje po przysłowiowym happy endzie. A co takiego się wydarza według twórców?
Ania (Agnieszka Więdłocha) i Tomek (Maciej Stuhr) rozstają się po burzliwej
kłótni, a potem sekretnie chcą do siebie wrócić. I na tym mniej więcej opiera
się fabuła tej 2-godzinnej komedii romantycznej. Niby się kochają, ale sobie
tego nie powiedzą – że tak powiem, klasyka gatunku. Oczywiście sztampę można
wybaczyć, zwłaszcza w kinie gatunkowym, jeśli ratowałyby ją inne, odświeżające
formułę elementy. Niestety wszystko w sequelu jest po prostu słabsze w
porównaniu do oryginału. Żarty stały się dosadniejsze i bardziej wulgarne,
lokowanie produktu jest ordynarne i skutecznie odebrało mi ochotę na zakup
reklamowanych czekoladowych wafelków. Nowy chłopak Ani, Aleksander, jest bliżej
nieokreślonym przystojnym bogatym panem. Na przestrzeni tego długiego filmu nie
dowiadujemy się o bohaterze granym przez Kamila Kulę dosłownie nic. Wiemy tylko
tyle, że niezdrowo inspiruje się w swoich wystąpieniach Stevem Jobsem i wierzy
w nowe technologie. Jego związek z Anią opiera się na zbitce montażowej i
jednej szpanerskiej randce. Trochę mało, aby na poważnie potraktować
informację, że postać Kuli planuje zaręczyny. Miałam głębokie poczucie, że w
przeciwieństwie do pierwszej części, twórcy tym razem obawiali się, że nowy związek
głównej bohaterki może skraść serce publiczności, dlatego, dla bezpieczeństwa –
wypatroszyli jej partnera z osobowości. Zawsze smutna jest taka scenariuszowa
kapitulacja.
W tej części nie zdecydowano się również
rozwinąć wątku przyjaźni – Ola (Weronika Książkiewicz) już praktycznie nie
istnieje w życiu Ani, a Marcel (Piotr Głowacki) znikł z radaru Tomka. Naprawdę
szkoda, bo duży nacisk na pokazanie różnych rodzajów miłości: romantycznej,
rodzicielskiej, przyjacielskiej był jedną z najmocniejszych stron pierwszej
części.
Planeta
Singli 2 jest też w moim odczuciu znacznie bardziej męcząca w odbiorze. Ma
stosunkowo mało żartów (najzabawniejszy, najbardziej dynamiczny wątek, to
zdecydowanie para Karolak-Książkiewicz), za to niemożebnie wiele ckliwości przy
niemoralnie dużych dawkach łkającego pianina w tle. Scenariusz został rozpisany
w ten sposób, że połowa obsady przez większość czasu smuci się w strugach
deszczu.
Muszę za to pochwalić fantastyczną rolę
dziecięcą Mateusza Biernata w roli Olafa – był zabawny, naturalny i
charyzmatyczny. Miał bardzo dobrą chemię z Maciejem Stuhrem i aż żal, że nie
pociągnęli ich wspólnego wątku kapkę dłużej. W ogóle pod względem aktorstwa
film w większości prezentuje się bardzo dobrze, tyle tylko, że pomimo zdolnych
aktorów komediowych, jak Stuhr, Więdłocha czy Głowacki, brakuje dla nich scen,
w których mogliby się wykazać. W tej części – przede wszystkim mają się smucić.
Ale hej, może w następnej części będzie zabawniej, bo tak się składa, że Planeta Singli 2 i 3 były kręcone równocześnie i zwiastun
do trzeciej części jest integralnym elementem dwójki. I taki mniej więcej
wyniosłam morał z tego filmu – może będzie lepiej. Przekonamy się w Walentynki
2019 roku. A tymczasem w kinach króluje kolejna sztampowa i rozwodniona polska
komedia romantyczna.
Ocena: 5/10
Marta Chylińska
Komentarze
Prześlij komentarz