LATO NIESPEŁNIONYCH NADZIEI - RECENZJA FILMU KAŻDY MA SWOJE LATO

 

                Zeszłoroczna sekcja filmów mikrobudżetowych podczas festiwalu w Gdyni okazała się strzałem w dziesiątkę. Kameralne opowieści skupiające się na tym co prywatne, ważne tu i teraz, bez historycznego, czy politycznego nadęcia, okazały się świeżym powiewem dla polskiego kina. Jedną z produkcji prezentowanych w tej sekcji był obraz „Każdy ma swoje lato”.

                Film Tomasza Jurkiewicza to słodko-gorzka opowieść o lecie w małym miasteczku gdzieś na prowincji. Na dworze skwar, słońce muska ciała nawet tych, którzy nie wystawiają się specjalnie na jego wdzięki. Każdy chce poczuć choćby odrobinę beztroski i uwolnić się od ciężaru codziennych problemów. Nastoletni Mirek zakochuje się w niewiele starszej od niego dziewczynie, która przyjeżdża do miasteczka gotować dzieciom podczas półkolonii; choremu na Alzheimera dziadkowi Mirka, młoda przyjezdna, przypomina wydarzenia z przeszłości; a matka chłopaka, oddana społeczności parafialnej organistka, szuka romantycznych uniesień w ramionach specjalisty od naprawiania instrumentów muzycznych.

                Życie u Jurkiewicza biegnie w cieniu nieuchronnych porażek. Wszędzie można dostrzec zmarnowany potencjał na to by było choć trochę lepiej. Ale i tak każdy walczy o swoje – trochę pokracznie, czasem rozpaczliwie. „Każdy ma swoje lato” jest ekranizacją truizmu, że „nadzieja umiera ostatnia”. Na ekranie nie ma jednak w tej prawdzie niczego banalnego. Reżyser wykazuje się ogromem empatii – i nawet jeśli dostrzega pewną groteskowość zachowań portretowanych ludzi, to nigdy nie ma zamiaru kogokolwiek wyśmiewać. To nie jednostka jest groteskowa, ale zakładane przez nią maski, które chronią przed światem i pomagają funkcjonować pomimo wciąż niespełniających się nadziei. Zabawne, ale i smutne jest w „Każdy ma swoje lato” również to w jak nieporadny, niebezpośredni sposób wyrażamy uczucia. Wszystko to przywodzi na myśl takie opowieści, jak „Biała sukienka” Michała Kwiecińskiego, „Zmruż oczy” Andrzeja Jakimowskiego, czy „Supernova” Bartosza Kruhlika. Filmy te, podobnie jak obraz Jurkiewicza, reprezentują kino zrozumienia wobec prowincjonalnej polski. Dlatego trudno oprzeć się intymnemu i ulotnemu urokowi małomiasteczkowego lata, które przeminie, tak, jak przeminą nadzieje, będące majakami rodzacymi się w skwarze lipcowego słońca.

                Siłą filmu Jurkiewicza jest nie tylko umiejętność chwytania impresji dnia codziennego, ale także niezwykle utalentowana obsada. Sandra Drzymalska, jedna z najzdolniejszych aktorek młodego pokolenia (w sekcji filmów mikrobudżetowym pojawiła się również w „Ostatnim komersie”), świetnie sprawdza się jako pozornie bezproblemowa dziewczyna, dająca ponieść się chwili. Portretowana przez Drzymalską Agata nie jest jednak beztroską dziewczyną - w głębi serca boi się zaangażowania w szczere relacje z drugim człowiekiem. Największym odkrycie filmu jest Anita Poddębniak w roli matki Mirka. Aktorka najpierw zachęca widza by nie traktował jej postaci poważnie, ale z czasem odbiorca przekonuje się, że nikt nie zasługuje na współczucie tak, jak kobieta w średnim wieku, mająca poczucie zmarnowanego życia. Poddębniak w ramach jednej spójnej kreacji umiejętnie uderza zarówno w komediowe, jak i dramatyczne tony.

                Kiedy patrzę na film Jurkiewicza, przypominam sobie ostatnie polskie próby wskrzeszenia wielkich widowisk kinowych. Produkcje te całkiem pozbawione są bohaterów, których moglibyśmy określić mianem ludzkich (papierowi lotnicy i żołnierze z „Dywizjonu 303” czy „Legionów”). I właśnie dlatego, tym silniej doceniam kino kameralne, pełne uczuć, emocji i intymności. Kino, w którym każdy może dostrzec odblask własnej egzystencji, bo przecież wszyscy mieliśmy kiedyś to „swoje lato”.

Mateusz Żebrowski
Ocena: 7/10

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WALKA Z WIELKĄ LECHIĄ FAKE NEWSÓW, CZYLI KILKA SŁÓW O KSIĄŻCE "FANTAZMAT WIELKIEJ LECHII" ARTURA WÓJCIKA

OSCARY. SEKRETY NAJWIĘKSZEJ NAGRODY FILMOWEJ - RECENZJA KSIĄŻKI