Wrażenia po Westworld, czyli kocham, lubię, szanuję, nie chcę, nie dbam, żartuję...

Od samego początku mojej przygody z Westworld, był to związek oparty na dynamice miłości i nienawiści. Z jednej strony - serial zachwyca rozmachem, pierwszy sezon, jak mało co, pobudziło we mnie dziecko żądne nowej przygody i odkrywania nieznanej tajemnicy. Ale im dalej w las, tym bardziej nienawidziłam miejsca, do którego Westworld mnie wywoził. Po obejrzeniu pierwszego sezonu, zrozumiałam, że stacja końcowa tego serialu, to Manowce. Westworld zostawił mnie z mnóstwem pytań bez odpowiedzi i garścią zupełnie niezrozumiałych plot twistów (Bernard to klon-host Arnolda? POWAŻNIE? I NIKT SIĘ NIE POKAPOWAŁ?? NIKT??... ok, już się uspokajam).


A jednak, kiedy ruszył drugi sezon, postanowiłam śledzić tę historię dalej. Przez wzgląd na stare, dobre czasy pierwszych odcinków pierwszego sezonu (a poza tym Evan Rachel Wood wyglądała tak obłędnie na koniu, strzelając do wrogów!). Czy żałuję, że poświęciłam kolejne 10 godzin życia na ten serial? Cóż, nie do końca. Co prawda pierwsze trzy odcinki, to było czołganie się w mękach z postrzelonym brzuchem po rozpalonym żwirze (dokładnie w takie uczucie składa mi się wspomnienie oglądania tych odcinków). Ale potem pojawił się czwarty odcinek, który absolutnie mnie zachwycił. Wizja piekła jako dnia świstaka w wykonaniu Jamesa Delosa wydawała mi się absolutnie genialna i bardzo sugestywna. Ten odcinek dawał do myślenia i pobudzał wyobraźnię, jednym słowem - zadziała się magia. Na podobnym poziomie emocjonalnym wywarł na mnie duże wrażenie odcinek ósmy, niemal w całości poświęcony wcześniej mało znanej pobocznej postaci, Akechecie. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie odwaga twórców, ponieważ w tak komercyjnym przedsięwzięciu aż trzy odcinki z dziesięciu (a konkretnie odc. 5, 6 i 8) są w dużej mierze zrealizowane w innych językach, niż angielski (a konkretnie w języku japońskim i języku lakota). A nie jest tajemnicą, że Amerykanie są wielce niechętni takim eksperymentom, bo nie są przyzwyczajeni do czytania napisów.


No dobra, to tyle z ciepłych słów o tym serialu. Niestety w moim odczuciu kierunek serialu nie zmienił się. Westworld mami błyskotkami, czyli ogromnym budżetem, zdolnymi aktorami, dopieszczonymi kadrami, błyskotliwą oprawą muzyczną, ale niewiele ma do powiedzenia. Cały piękny sens serialu, czyli opowieść o zdobywaniu samoświadomości, istocie wolnej woli i drodze do niezależności, gdzieś się gubi pośród niezrozumiałych efekciarskich zachowań bohaterów, niczym niepodbudowanych zwrotów akcji i chaosu, który wynika z niekończących się zmian linii czasowych. Nie można jednak odmówić serialowi swojego stylu. Szkoda tylko, że składa się na niego niemal wszystko, co doprowadza mnie w nim do szału.


Na koniec wypisuję kilka elementów i wątków serialu, które w tym sezonie uczyniły mnie bezsilnymi:
1. Blizna i okulary Bernarda - w pierwszym odcinku drugiego sezonu ten drobny szczegół wydawał się nagrodą dla uważnych: "To nie może być ten sam Bernard, co z poprzedniego sezonu! Nie ma wszak blizny na skroni od postrzału i nie potrzebuje okularów! Acha!" Jak się okazało... nic z tych rzeczy. Ot, wpadka twórców lub świadome podpuszczanie widzów do snucia błędnych teorii. Stawiam na to drugie, ponieważ...
2. Martwy Teddy w jeziorze - nie po to robi się znaczące zbliżenie na utopionego Teddy'ego w pierwszym odcinku, żeby w dziesiątym okazało się to zupełnie pozbawione znaczenia. Na dobrą sprawę, Teddy'ego nawet nie powinno być wśród morza hostów, które dobrowolnie oddały swoje ciała, aby mogły wstąpić do zdigitalizowanego raju. Może Teddy popełnił samobójstwo niedaleko, może prąd wody go porwał i zbliżył do reszty hostów. Może. Nadal - w moim odczuciu był to bardzo niedżentelmeński red herring, który jedynie miał wprowadzić w błąd widzów, nie dając w zamian satysfakcjonującej niespodzianki.
3. Shogun World - dla mnie to kwintesencja tego, jak Westworld marnuje swój i widzów czas. Ten wątek prowadził absolutnie donikąd, a poświęcono mu aż dwa odcinki. Wizyta Maeve w Shogun World nie ma żadnego wpływu na fabułę, nowe postacie, które tam poznajemy nie mają znaczenia, nie mamy szans złapać z nimi emocjonalnego kontaktu. Pomysłu starczyło tam na 10 minut materiału: Shogun World, to kopia Westworld, tylko bardziej brutalna. Kropka. Fajnie, możemy iść dalej.


4. Świętość Maeve, a jej żądza krwi. W tym sezonie Maeve została postawiona w opozycji do Dolores. Dolores chce się mścić i mordować ludzi za to, co jej zrobili, Maeve podąża drogą miłości - jedyne na czym jej zależy, to odnalezienie swojej córki. Piękna idea, ale jakby tak policzyć, to trudno określić, kto w tym sezonie wymordował więcej ludzi i hostów - Maeve czy Dolores? Maeve została obdarzona mocą kontrolowania innych hostów. Niestety swoją moc potrafi wykorzystać tylko w jeden sposób: siejąc śmierć. Każe kolejnym hostom mordować się nawzajem... a wystarczyłoby, aby kazała im rozejść się w pokoju. O ile postawa Dolores przez większą część sezonu zostaje potępiona, tak Maeve kreowana jest na nieskazitelną bohaterkę. Morderczynię dziesiątek ludzi i hostów. Wow, naprawdę jest co podziwiać.
5. Wycieczka Aketchety po magazynach Mesy. Tu nawet nie ma co komentować. Po prostu w przyszłości nie ma czegoś takiego, jak monitoring czy ochrona. W tamtym sezonie udowodniła to Maeve, w tym udowodnił to Aketcheta.
6. Cały wątek Abernathy'ego po prostu nie miał sensu. W tamtym sezonie dowiedzieliśmy się, że dane hostów są ściśle chronione, nie mogą opuścić terenu Parku, dlatego Charlotte Hale musiała wymyślić bardzo chytry plan (przesłać całą bazę danych do jednego hosta i go ukraść), aby przemycić dane poza obręb Parku. W tym sezonie dowiedzieliśmy się, że w zasadzie to wszystkie dane są przechowywane w mózgu hostów, czyli kuli wielkości bili. Którą BEZ PROBLEMU przemyciła W TOREBCE Dolores w dziesiątym odcinku. Co więcej, Hale w pierwszym sezonie twierdziła, że potrzebuje surowego kodu hostów, czyli najbardziej wartościowej rzeczy w całym Parku. W tym sezonie Abernathy miał już być tylko kluczem do rozszyfrowania innego kodu - ludzi... Ale sama baza danych, która zawierała kody 4 milionów ludzi, czyli Kuźnia, nadal mieściła się w samym Parku na wyciągnięcie destrukcyjnej ręki Forda. A to przecież przed jego widzimisię chciała ubezpieczyć się Hale. Jednym słowem... ten wątek naprawdę nie miał sensu.
7. Master plan Angeli, jak wysadzić Kolebkę. Prawdopodobnie najdurniejsza scena w całym serialu. Dolores chce się upodobnić do ludzi, a więc stać się śmiertelna. Dlatego uważa za konieczne wysadzenie bazy danych z kopią zapasową kodu wszystkich hostów Parku. Sam pomysł genialny; ludzie chcą upodobnić się do hostów i stać się nieśmiertelni, a hosty wręcz przeciwnie, są zdania, że dopiero śmiertelność nadaje działaniom właściwe znaczenie. To wszystko nadaje planowi Dolores wymiar filozoficzny i bardzo poetycki. Ale o całej tej głębi łatwo zapomnieć, kiedy ogląda się tak kuriozalną scenę jak ta, w której host-morderca, uwodzi profesjonalnego snajpera. Jaka istota myśląca na Ziemi wpadłaby na pomysł, że ten krwiożerczy host, który przed chwilą wymordował z zimną krwią połowę twoich kolegów, teraz ma ochotę uprawiać z tobą niezobowiązujący seks?


Dobrze, poprzestanę na tej skromnej wyliczance, bo post i tak rozrósł się do nieefektywnych, niezdrowych rozmiarów... Hmm... Dokładnie tak, jak Westworld!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

WALKA Z WIELKĄ LECHIĄ FAKE NEWSÓW, CZYLI KILKA SŁÓW O KSIĄŻCE "FANTAZMAT WIELKIEJ LECHII" ARTURA WÓJCIKA

LATO NIESPEŁNIONYCH NADZIEI - RECENZJA FILMU KAŻDY MA SWOJE LATO

OSCARY. SEKRETY NAJWIĘKSZEJ NAGRODY FILMOWEJ - RECENZJA KSIĄŻKI