To cud, że powstają filmy, czyli o Zagubionym w La Manchy
O czym jest dokument? Pierwotnie miał być standardowym making offem z planu zdjęciowego najnowszego (wtedy) filmu Terry’ego Gilliama, czyli... "Człowieka, który zabił Don Kichota".
Terry Gilliam miał w głowie ten projekt od 1989 roku i od tego czasu starał się go wdrożyć w życie. Nie było łatwo, ponieważ od czasów "Przygód Barona Munchausena" (czyli praktycznie od zawsze) uchodził za trudnego we współpracy reżysera, który nie wywiązuje się z terminów i znacząco przekracza budżety swoich filmów, co jak wiemy, dla większości wytwórni i producentów jest niewybaczalne.
Jednak w 2000 roku Gilliam wreszcie dostał zielone światło na swój wymarzony projekt. Budżet rzędu 32 mln dolarów został skompletowany (tylko i wyłącznie dzięki europejskim inwestorom), plenery wybrane, obsada dogadana, rekwizyty i kostiumy stworzone, a kosztorys drobiazgowo wyliczony.
Na plan przyjeżdżają odtwórcy głównych ról – Jean Rochefort i Johnny Depp, a my zaczynamy zadawać sobie pytanie – jakim cudem, angażując takie gwiazdy, mając gotowy scenariusz, wysoki budżet i skończoną preprodukcję – film nadal może nie powstać? Dokument natychmiast spieszy z odpowiedzią i udowadnia, jak sztuka filmowa jest krucha i zależna od nieskończenie wielu czynników.
Jednym słowem – każdy film to mały cud, który dokonał się, pomimo, iż tak wiele rzeczy mogło pójść nie tak.
Ocena: 7.5/10
Marta Chylińska
PS: I w tym wypadku ten cud jednak się dokonał, bo "Człowiek, który zabił Don Kichota" w reżyserii Terry’ego Gilliama, po osiemnastu latach od pierwszego klapsa, wreszcie wchodzi do kin. W Polsce można go będzie obejrzeć od 10 sierpnia. Co więcej, twórcy Zagubionego w La Manchy już zapowiedzieli, że planują wypuścić drugą część dokumentu o wyboistej drodze "Człowieka..." na srebrny ekran. Bardzo wielce prawdopodobne, że zapowiadany dokument przebije wartością sam film Gilliama...
Komentarze
Prześlij komentarz