Jak było na Polconie 2018?
Minął już tydzień od zakończenia
33. edycji najstarszego polskiego konwentu fantastyki i mniej więcej tyle zajęło
nam odchorowanie tego wyjazdu. Dosłownie. Wróciliśmy z lekką gorączką,
zasmarkanym nosem i bolącym gardłem. Bo jedno trzeba powiedzieć na pewno:
pogoda na konwencie się NIE UDAŁA. Przez większość czasu padało jak w amazońskiej
dżungli, a w okresach kiedy ściana deszczu znikała, pozostawało po niej lepkie
powietrze, które w jednej chwili wyciągało z człowieka cały potencjał jego
potliwości, aby zaraz go złośliwie przewiać do szpiku kości. Dlatego tym razem,
Toruń w naszych wspomnieniach zapisał się jako ponury, nieprzyjemny i
szarobury, choć mało było w tym jego winy.
Mówi się, że każdy Polcon jest
inny – co roku w innym mieście, co roku organizowany przez inny, lokalny klub
fantastyki. Wyobrażam sobie, że to duże wyzwanie dla ciągłości tego konwentu –
niektóre kluby mogą doprowadzić do organizacyjnej katastrofy, jak to miało
miejsce rok temu w Lublinie, a uczestnicy i goście mogą pocieszać się tylko
myślą, że: „cóż, może za rok będzie lepiej”.
Spośród
wszystkich konwentów, na jakich mieliśmy okazję pojawić się w tym roku, Polcon,
pomimo swojego niewątpliwego prestiżu, bo to właśnie na nim przyznaje się
nagrodę Zajdla, sprawiał wrażenie najskromniejszego. Czwartek i piątek były
raczej sennymi dniami, pojedynczy cosplayerowcy snuli się nieśmiało po uniwersyteckim
kampusie, a ludzie przemykali od budynku do budynku, od sali do sali, na
upatrzone prelekcje. Ale czy skromniejszy konwent to koniecznie coś złego? Dla
nas, po wspomnieniach z przeładowanego i oficjalnego Pyrkonu, to pożądana
odmiana. Cieszy też, że niektórzy goście (a przynajmniej ci, którymi my byliśmy
zainteresowani, czyli Witold Jabłoński i Katarzyna Miszczuk), nie przyjechali tylko
pouśmiechać się do czytelników, porozdawać autografy, ewentualnie pokłócić się w
pięcioosobowym panelu, ale zdecydowali się wygłosić własne prelekcje. Myślę, że
w taki sposób najlepiej oddaje się szacunek fanom, którzy zapłacili kilkadziesiąt
złotych m.in. za możliwość obcowania z ulubionym twórcą.
To, co najbardziej wyróżnia
Polcon pośród innych konwentów, to jego zróżnicowanie wiekowe. Polcon, to nie
tylko konwent młodzieży rozmiłowanej w fantastyce i anime, ale również ludzi
dojrzałych, przyjeżdżających tu z całą rodziną, a nawet osób starszych. Nigdzie
nie odnotowaliśmy takiego odsetka starszych pań i panów kroczących po
korytarzach konwentu z plakietką „uczestnik” lub „gżdacz”, jak tutaj. Był to
niesamowicie krzepiący widok, aż łezka się w oku zbiera na myśl, że tak
różnorodnych ludzi łączy szczera miłość do literatury i popkultury.
Pomimo poczucia, że konwent raczej
nie pękał w szwach, to zdecydowanie nie możemy narzekać na frekwencję na
naszych prelekcjach. Na każdej z nich, a było ich cztery, publika dopisała (nawet
na Twin Peaks, które początkowo zapowiadało się na skromną prelekcję w
kilkuosobowym gronie). Co ważne, uczestnicy naszych prelekcji byli uważni i
aktywni, chętnie zadawali pytania lub dodawali coś od siebie. Takie interakcje
zawsze najbardziej nas cieszą, bo wierzcie nam, że nie ma nic bardziej
dołującego, niż przemawianie do kilkudziesięcioosobowej sali pełnej zombie.
Co do jakości samych sal mamy
skrajnie różne odczucia. Sale popkulturowe były bardzo komfortowe. Klimatyzacja
przez większość czasu działała, niedobór mikrofonów wyjątkowo nie był
problemem, bo sale były na tyle dobrze zaprojektowane, że nawet mój pozbawiony
życia głosik niósł się wystarczająco słyszalnie dla uczestników prelekcji. Jednym
słowem, bardzo przyjemnie wygłaszało się tam prezentacje. Wydaje mi się, że pod
tym względem każda uniwersytecka sala wykładowa wygrywa z konferencyjną sztywną
atmosferą, jaką niosą ze sobą Międzynarodowe Targi Poznańskie, gdzie co roku
odbywa się Pyrkon.
Z drugiej strony, sale naukowe,
to zupełnie inna para kaloszy… brak klimatyzacji, a nawet okien skutecznie
ukoszmarnił naszą prelekcję o Paleoastronautyce. Wszystkim słuchaczom, którzy
jakimś cudem przetrwali w tych warunkach – jedno słowo: DZIĘKUJEMY.
Namiot wystawców był skromnym
miejscem, pełnym książek i kubków (Mateusz rozważał tę drugą opcję, ale ostatecznie
nic mu nie wpadło w oko), jako fani wymownych t-shirtów, czuliśmy mały zawód
ofertą sprzedawców.
Foodtrucki ratowały nas obowiązkową
dawką porannej kawy, ale na same posiłki udawaliśmy się do pobliskiej naleśnikarni
Manekin, której niskie ceny i pyszne jedzenie bardzo ciepło wspominamy.
Mamy wrażenie, że z powodu pogody
i faktu, że sami mieliśmy całkiem sporo do roboty, nie mieliśmy okazji tak
szczerze pobyć na Polconie. Nadal jest to dla nas konwent-enigma. Mamy
nadzieję, że w następnych latach lepiej uda nam się poznać jego naturę.
Następny Polcon odbędzie się w Białymstoku. Cóż, TROCHĘ DALEKO, ale kto wie?
Może do zobaczenia za rok!
Faktycznie, z powodu pogody w piątek, poza prelekcjami nic się zbytnio nie działo. Na prelekcji o paleoastronautyce była straszna duchota (zwłaszcza gdy się siedziało w przebraniu). W sobotę było już tak jak powinno, bo i pogoda w sam raz i cosplayerów się trochę pojawiło. Zwłaszcza super wypadło rozdanie nagród w konkursie na najlepsze cosplaye w auli- był dym, światła i występy uczestników na żywo ! Z waszych prelekcji byłem na dwóch (paleoastronautyka i Lovecraft w kinie)- fajna tematyka, podłapałem kolejne tropy kinowe do obczajki. Dzięki i do zobaczenia na kolejnych konwentach. PS. fotka powyżej jest ze mną, jakby kto pytał ;)
OdpowiedzUsuń