PLANETA SINGLI 2 - RECENZJA
Pierwszą część Planety Singli wspominam bardzo pozytywnie. Okazała się świeża, zabawna, dobrze zagrana. Byłam nawet w stanie wybaczyć, że wykorzystała znienawidzony przeze mnie motyw dupiarza i dziewicy, bo w rekompensacie udało jej się przełamać kilka innych bolesnych klisz tego typu kina. Przykładowo, twórcy nie musieli uciekać się do taniej sztuczki polegającej na obrzydzaniu widzom chłopaka głównej bohaterki, tak, aby nikt nie miał wątpliwości, że na świecie istnieje tylko jeden fajny facet i jest nim postać grana przez Macieja Stuhra. Film idzie nawet dalej w swej postępowości i decyduje się uczłowieczyć wszystkich mężczyzn, których spotkała na swojej drodze główna bohaterka, tym samym pokazując, że nie tyle większość facetów to palanty, co po prostu nie każdy z każdym się dogada. Mówicie, co chcecie, ale jak na standardy komedii romantycznych, to naprawdę odkrywcze. A dzięki tej konkluzji Planetę Singli można było określić przymiotnikiem, który rzadko przychodzi mi na myśl