Posty

Wyświetlanie postów z lipca 22, 2018

To cud, że powstają filmy, czyli o Zagubionym w La Manchy

Obraz
           Z racji zbliżającej się premiery najnowszego filmu Terry’ego Gilliama "Człowiek, który zabił Don Kichota", jest to dobra okazja, aby przypomnieć o dokumencie, który powstał osiemnaście lat temu, pt. "Zagubiony w La Manchy" autorstwa Keitha Fultona i Louisa Pepe.            O czym jest dokument? Pierwotnie miał być standardowym making offem z planu zdjęciowego najnowszego (wtedy) filmu Terry’ego Gilliama, czyli... "Człowieka, który zabił Don Kichota".            Terry Gilliam miał w głowie ten projekt od 1989 roku i od tego czasu starał się go wdrożyć w życie. Nie było łatwo, ponieważ od czasów "Przygód Barona Munchausena" (czyli praktycznie od zawsze) uchodził za trudnego we współpracy reżysera, który nie wywiązuje się z terminów i znacząco przekracza budżety swoich filmów, co jak wiemy, dla większości wytwórni i producentów jest niewybaczalne.            Jednak w 2000 roku Gilliam wreszcie dostał zielone światło na swój wymar

Ava Lei Mysius – piękna, ale niezapisana pocztówka z wakacji

Obraz
           Są takie filmy festiwalowe, których fenomen trudno wytłumaczyć. Powoli zaczynamy podejrzewać dlaczego tak się dzieje. Sami coraz częściej bierzemy udział w tych filmowych maratonach, gdzie ekstrawaganckie popisy debiutantów mieszają się z solidnymi produkcjami weteranów (albo na odwrót). Gatunki, koncepcje, kreacje kotłują się w jednym garnku, a my staramy się osobno ocenić każdy smak. Oglądamy każdy z tych filmów, starając się nie osadzać go w kontekście jego festiwalowych sąsiadów. Ale czy to możliwe? Czy podczas całego dnia oglądania nieciekawych, nudnych społecznych dramatów, nagle ten jeden film, który jest ździebko lepiej przemyślany, ździebko bardziej oryginalny nagle nie rośnie w naszych oczach do prawdziwie udanego dzieła? Potem w takim duchu piszemy entuzjastyczną recenzję i… cóż, czytelnicy nam wierzą. Idą do kina i… doznają zawodu. Bo bez kontekstu filmów festiwalowych, za to z kontekstem wydanych pieniędzy i poświęconego wolnego czasu – ten sam film jawi się w z

Sport, pot i łzy - Over the Limit

Obraz
Mało jest sportów bardziej niewdzięcznych od gimnastyki artystycznej. Zaczyna się w wieku zaledwie kilku lat, a treningi kradną całe dzieciństwo. Kiedy zaś przychodzi dorosłość, kiedy zawodniczka osiąga wiek dwudziestu paru lat, przychodzi czas, żeby zakończyć karierę, ponieważ ciało traci już swoją pierwotną, dziecięcą giętkość. O tym brutalnym, ale i niezwykłym świecie, morderczego szkolenia, które w rezultacie ma ukazać dystyngowane piękno, opowiada dokument Marty Prus „Over The Limit”. Podziw powinien budzić już sam fakt, że reżyserce udało się dotrzeć do zawodniczek reprezentacji Rosji. Od dziesięcioleci gimnastyczki zza naszej wschodniej granicy stanowią w tym sporcie ścisłą światową czołówkę. Zazwyczaj zresztą dzielą się między sobą medalami na najważniejszych imprezach. W „Over The Limit” nie obcujemy więc z pierwszymi lepszymi przedstawicielkami dyscypliny, które po cichu śnią o sukcesach. Nie, Margarita Mamun, bohaterka dokumentu, jest dziewczyną z absolutnego ś

Jak było na Polconie 2018?

Obraz
Minął już tydzień od zakończenia 33. edycji najstarszego polskiego konwentu fantastyki i mniej więcej tyle zajęło nam odchorowanie tego wyjazdu. Dosłownie. Wróciliśmy z lekką gorączką, zasmarkanym nosem i bolącym gardłem. Bo jedno trzeba powiedzieć na pewno: pogoda na konwencie się NIE UDAŁA. Przez większość czasu padało jak w amazońskiej dżungli, a w okresach kiedy ściana deszczu znikała, pozostawało po niej lepkie powietrze, które w jednej chwili wyciągało z człowieka cały potencjał jego potliwości, aby zaraz go złośliwie przewiać do szpiku kości. Dlatego tym razem, Toruń w naszych wspomnieniach zapisał się jako ponury, nieprzyjemny i szarobury, choć mało było w tym jego winy.  Mówi się, że każdy Polcon jest inny – co roku w innym mieście, co roku organizowany przez inny, lokalny klub fantastyki. Wyobrażam sobie, że to duże wyzwanie dla ciągłości tego konwentu – niektóre kluby mogą doprowadzić do organizacyjnej katastrofy, jak to miało miejsce rok temu w Lublinie, a uczest